Dzisiaj tak jak widać w tytule kilka słów na temat mojego totalnego wroga i bubla roku 2012. Na te dwa jak najbardziej negatywne tytuły zasłużył Krem na niedoskonałości skóry i zmiany trądzikowe o pewnie bardzo dobrze wszystkim znanej nazwie TriAcneal firmy Avene.
Krem często pojawiał się na wielu blogach i w filmikach na YT. Po wielu bardzo pozytywnych opiniach w końcu się skusiłam. Jednak już niestety nie pierwszy raz przekonałam się, że to co zachwalają blogerki i youtuberki mi często zdecydowanie nie odpowiada. Oczywiście u każdego dany produkt może sprawdzić się inaczej i oczywiście dzięki blogom poznałam wiele ciekawych produktów, ale w ostatnim czasie również nie jednokrotnie się wkopałam.
Kuracje rozpoczęłam już dosyć dawno bo w połowie października i trwała ponad miesiąc.
Przed użyciem tego kremu miałam na twarzy dosłownie kilka wyprysków i blizn potrądzikowych. Ponieważ myślałam, że całkowicie pozbędę się tego dziadostwa(wtedy myślałam, że to dojść spory problem i przeszkadzało mi to), postanowiłam wspomóc się właśnie tym produktem.
Większość z osób, które stosowały ten produkt miały na początku wysyp. Przekonana więc, że to prawidłowa kolej rzeczy nie zdziwiłam się kiedy na mojej twarzy już w pierwszych dniach zaczęła pojawiać się coraz to większa liczba nieprzyjaciół. Z dnia na dzień było co raz gorzej, żadnej poprawy, ale ja nadal przekonana - przecież w praktycznej każdej recenzji dziewczyny pisały, że wysyp jeśli się pojawiał do trwał dosyć długo, ale w nagrodę gdy już wszystko to co miało wyjść wyszło twarz była "piękna". I tak głupia czekałam. Niektórzy powiedzą, że półtora miesiąca to może nie długo inni może stwierdzą, że zdecydowanie za długo. I ja już teraz wiem, że zdecydowanie za długo czekałam na efekt poprawy...
Stosowanie tego produktu doprowadziło do takiego stanu, że z kilku niewielkich zmian otrzymałam MEGA problem z którego nie mogę wyjść do dnia dzisiejszego!
Oczywiście krem odstawiłam i od razu zapisałam się do dermatologa. To co mi się zrobiło na twarzy zdziwiło nawet moich najbliższych. Każdy był w szoku, że w tak szybkim czasie nabawiłam się takiego trądziku.
Dermatolog ocenił, że mam dojść duży problem i bez wahania zalecił mi leczenie Izotekiem - bardzo mocnym tabletkami o bardzo dużej liczbie, poważnych skutków ubocznych. Załamana swoim stanem prawie się zgodziłam, jednak gdy poczytałam o wszystkich skutkach ubocznych oczywiście nie zdecydowałam się i poprosiłam o coś innego. Otrzymałam antybiotyk, który brałam ponad miesiąc oraz maść. Na początku tego tygodnia pojawiłam się u dermatologa i stwierdziliśmy, że efektów nie ma kompletnie żadnych. Nie było więc sensu, żeby ciągnąć to dalej choć miałam jeszcze w zapasie dwa opakowania antybiotyku (a miałam przepisanych 6). Ponieważ Izotek dalej nie wchodził w grę, a mojego i tak już osłabionego organizmu nie chciałam katować antybiotykami otrzymałam jeszcze inną kurację oraz tym razem żel.
Nie ukrywam mam ogromną nadzieję, że tym razem wyjdę na prostą...
Moja pielęgnacja twarzy od tamtego czasu bardzo się zmieniła, może kiedyś przygotują dla was wpis jak to aktualnie wygląda. Recenzje produktów pielęgnacyjnych do twarzy, które otrzymałam w ramach współpracy, a pojawiły się od tamtego czasu na moim blogu używałam przed zastosowaniem TriAcnealu.
Mogę dodać, że krem był wydajny, a jego opakowanie było praktyczne, ale jak dla mnie to jedyne zalety tego produktu. I nie chcę nic więcej dodawać bo ja
ZDECYDOWANIE NIE POLECAM. Jeśli nie chcecie zrobić sobie krzywdy to naprawdę nie próbujcie. Lepiej iść do dermatologa, on z pewnością wam pomoże.
Oprócz problemu z trądzikiem, z którym teraz się poważnie męczę przez ten produkt dodatkowo popsułam sobie sporo nerwów i na leczenie wydałam tyle kasy, że głowa mała. Teraz oczywiście czasu już nie cofnę, ale chciałabym doprowadzić moją twarz chociaż do takiego stanu w jakim była przed zastosowaniem tego produktu.
Mam jeszcze dwa produkty z tej firmy, które również mnie zawiodły jak chcecie to mogę przygotować ich recenzje.